Autor: Marek Humeniuk klasa 2 Tcf

Otwieram oczy, przecieram je i trafia do mego umysłu, że znajduję się u swojego kolegi. Po chwili przeciągania się i refleksji o tym, że muszę niestety wstać, co nie było moimi najskrytszym marzeniem, robię to. Zadaje pytanie pierwszej osobie, która jest w pobliżu, czyli mamie mojego rówieśnika Sebastiana. Pytanie brzmiało następująco, „Co ja wczoraj robiłem?”. Odpowiedź nie napawała niestety optymizmem- poprzedniego dnia znacznie nadużyłem alkoholu. Ból głowy następnego dnia po spożyciu nadmiernej ilości substancji wprowadzającej nas w ten wyjątkowy stan- nietrzeźwość, był ogromny. Spoglądając na zegar, który nieustannie spieszył w stronę cyfry dziewięć, zrozumiałem, że czas się zbierać do domu. Pytanie, – dlaczego wczorajszego dnia się tak skończyłem? Ponieważ kontakty moje z mamą się pogorszyły. Niby nic takiego, to tylko chwilowa złość, nerwy i niepożądane słowa lub czyny. Nie, niestety nie tylko to. Moje nastroje i zachcianki, a mamy nerwy i choroba zwana depresją, doprowadziły do tego, że nie miałem wstępu do domu w godzinach wieczornych, nawet rzekłbym nocnych. Tak też było i tego wieczoru, więc udałem się do przyjaciela, na którego zawsze mogłem liczyć, że mnie przyjmie i przenocuje. Nie czekając dłużej, ubrałem się, doprowadziłem się do ładu i poszedłem do domu. Droga,od mieszkania mojego kumpla do mojego, zajmowała mi zaledwie dwie minuty.

Jestem już na miejscu, wchodzę na ganek. Spoglądam na rower mojej mamy, widzę, że dalej stoi na swoim miejscu, a przecież mama powinna być już w pracy. Jak najszybciej wdrapałem się po dwudziestu trzech stopniach na piętro swego zamieszkania. Chwytam za klamkę i naciskam ją, ale drzwi się nie otwierają. Przeszły mnie ciarki i poczułem strach pomieszany z niepokojem, że coś jest nie tak. A dokładniej mówiąc, coś złego stało się z mamą. Nie czekając chwili dłużej, odsunąłem się, wziąłem rozpęd i kopnąłem z całych sił w drzwi. Efekt mnie zadowolił, gdyż udało mi się otworzyć kawałek drewnianego zamknięcia. Ale to, co ujrzałem, tylko utwierdziło mnie niestety w przekonaniu, że to „złe” stało się naprawdę…

Byłem w kuchni, a po pchnięciu drzwi od pokoju, zobaczyłem najgorsze… moja mama leżała na brzuchu, twarzą w poduszce, nieruchomo. Była martwa! Nie dowierzając jeszcze, podszedłem do niej i zacząłem ją szturchać i krzyczeć „MAMO!”. Powtarzałem te słowa jeszcze trzy razy, z czego ostatnie już ze łzami w oczach. Bez wiary i nadziei już chyba... Wyciągnąłem telefon komórkowy i wykręciłem numer alarmowy – 999.

Po przybyciu pogotowia, po zaledwie dwóch minutach od wezwania, zjawiła się policja. Widząc to wszystko, ten cały syf, połamane biurko, pobite szkło, rozwalony telewizor, rozpoczęli przeszukanie i stwierdzili, że mama odeszła ze świata żywych, przedawkowała tabletki nasenne. Następnie przybyła policjantka wraz z psychologiem. Pojawili się oni naprawdę w odpowiednim momencie, ponieważ już biegłem w stronę otwartego okna, aby się zabić i być po prostu
z mamą.

Jednak policjant pobiegł za mną i złapał mnie, dokładnie w momencie, gdy byłem już jedną nogą za oknem. Następne minuty i godziny, polegały na znalezieniu dla mnie osoby do sprawowania nade mną prawnej opieki, gdyż mieszkałem tylko z mamą. Po chwili poszukiwań i namysłów, zjawił się Jacek, ojciec biologiczny mojej siostry, człowiek, który mnie wychowywał od drugiego roku życia. Bezwarunkowo zgodził się wziąć mnie pod swoje skrzydła. Jacek był załamany, nie mógł uwierzyć w to, co się stało i co zobaczył.

Kolejne sekundy, minuty, godziny, dni, były dla mnie tragedią i totalnym załamaniem psychicznym. Po pochowaniu mamy nic się nie zmieniło, a nawet pogorszyło. Czułem, że mama jest wszędzie tam, gdzie ja jestem. Czułem
i oczywiście nadal czuję jej miłość. Na każdym kroku myślałem, szczególnie, gdy musiałem podjąć jakąś decyzję, co mama by o tym pomyślała lub powiedziała. Słyszałem niejako jej głos, który mówi „dobrze” lub „nie rób tego”. A potem było tylko gorzej... Ten trudny czas i ludzie wciągnęły mnie w bagno, z którego nie mogłem się wydostać. Narkotyki! Zaślepiony stratą najważniejszej i najukochańszej osoby w życiu, smutkiem, rozdrażnieniem
i zagubieniem, zacząłem „zabawę” z najgorszym ścierwem świata. Obcowanie
z narkotykami trwało około dwóch lat. Z biegiem czasu dawki były coraz większe. Narkotyki dawały mi najróżniejsze doznania i przeżycia. Dzięki nim nie znajdowałem się w rzeczywistości, której tak nienawidziłem. Czas mijał, a ja staczałem się na dno. Nie widziałem sensu życia. Wielokrotnie chciałem odejść spośród żywych. Ratowały mnie jednak nieliczne momenty, kiedy w jakiś przedziwny sposób znajdowałem siłę, by nadal żyć.

Znalazłem też dziewczynę. Związałem się z Sandrą. Była to moja wieloletnia koleżanka z klasy, ale nasz związek po niedługim czasie rozpadł się. Brakowało w nim fundamentów. Takich jak zaufanie i szczerość. Po tym rozstaniu długi, naprawdę długi czas byłem sam. Jednak nadal szukałem, trochę na siłę, osoby, która wypełni pustkę w moim sercu. Z czasem oswoiłem się z samotnością
i moje pragnienia do dzielenia życia z drugą osobą, odeszły na dalszy plan.

Następnym etapem mojego życia było napisanie egzaminu gimnazjalnego jak najlepiej i wybranie dalszej edukacji w szkole średniej. Była to dla mnie otwarta furtka do ucieczki, wyrwania się, wydostania się z bagna. Opuszczenia towarzystwa, które wciągało mnie coraz bardziej na dno, więc podjąłem decyzję nauki w mieście oddalonym o 80 km od mojego rodzinnego miasta. Dzięki temu rozpocząłem nowy etap życia. Nowe perspektywy, ludzie i chęć korzystania
z życia. Rozpoczął się miesiąc wrzesień. W tym okresie zdążyłem się zapoznać ze wszystkimi członkami mojej klasy. W skład klasy także wchodziła dziewczyna o imieniu Paula. Nasze kontakty były bardzo dobre, rzekłbym nawet wspaniałe. Wiele rozmów i śmiechu, przeżyć i smutków. Co prawda był to niewielko wymiarowy czas, bo tylko miesiąc, ale nasze wspólne dialogi, schodziły czasem do pełnej powagi i szczerości. Ten odcinek czasu, poruszył mnie do tego, że mogłem jej zaufać, czułem to. Moje zaufanie w stosunku do innych było bardzo mocno nadszarpnięte przez moje przeszłe przeżycia, lecz Paula była tą osobą, której po prostu zwyczajniej nie bałem się zaufać. Przyszedł moment, że pewnego razu, po wspólnym powrocie ze sklepu, przysiedliśmy na nietypowym miejscu, albowiem na pojemniku na piasek, ale nie to jest istotne. Istotne jest to, co się wydarzyło w tym miejscu. Paula schludnie ubrana, o pięknych jasnych włosach i błękitnych oczach, usiadła na moich nogach, gdzie najwyraźniej było jej wygodnie. Od tego momentu zaczęła się szczera rozmowa. Tematem były moje i jej przeżycia. Moja rodzina i jej rodzina. Jej problemy i moje przeciwności. Poleciały łzy, ale były też chwile szerokiego, cudownego uśmiechu. W takich momentach w filmach, tego typu sytuacje kończą się pocałunkiem, ale i tym razem nie było inaczej. Moje tętno zwiększyło, pojawiły się zapewne rumieńce, aczkolwiek nie było ich widać, ponieważ było ciemno. Gdy nasze wrażenia w postaci całusów zakończyły się, postanowiliśmy udać się w stronę internatu. Nasze kroki nie były zbyt szybkie. Panował nastrój zawstydzenia, co nie było niczym dziwnym lub negatywnym, wręcz przeciwnie. Kontynuowaliśmy nasz dialog. Po przybyciu do Bursy, a dokładniej do pokoju Pauli, położyłem się na jej jakże wygodnym łóżku. Po chwili poczułem rękę na swoim ramieniu, a następnie Paula też dołączyła do mnie i położyła się na mnie. Nie czekając dłużej postanowiłem w sposób paradoksalny, zapytać Paulę, czy chce być ze mną. Słowa, których użyłem, były następujące:,, Czy mogę zmienić status na Facebooku na związek?” W moment na Jej rumianej, pięknej buźce ukazał się szczery uśmiech. I także odpowiedź, która brzmiała „Tak”. Nie da się zapomnieć tego pięknego dnia i chwili, gdy usłyszałem z jej ust pozytywną odpowiedź na moje zapytanie. Dnia następnego usłyszeliśmy wiele życzeń i miłych słów na nasz temat, ale także padły słowa rodzaju:, „Co Wy tak szybko razem?”. Tak, może była to szybka, trochę spontaniczna decyzja i nasze lepsze poznanie siebie nawzajem, rozwijało się w związku, ale przychodzi moment w życiu, że nie myśli się głową, lecz sercem. Tak też było w naszym przypadku. Na dzień dzisiejszy naprawdę nie żałuję, że tamtego dnia sprawy nabrały takiego przebiegu. Oczywiście jak w każdym związku dwóch osób płci przeciwnej, nie obyło się bez różnych kłótni i potyczek, wzlotów i upadków, łez i nieprzespanych nocy. Na taką kolej rzeczy nie ma rady, lecz aby takich ekscesów było jak najmniej, należy dojść do jak najlepszego porozumienia i ustanowić pewne hierarchie.

Potrzebne jest trzymanie się pewnych granic, które sobie ustalicie i które oboje dla was będą bezsprzeczne. Ja i Paula mieliśmy bardzo wiele mniejszych lub większych problemów ze sobą. Czas, który mijał, były i jest fantastyczny. Kobieta taka jak Paula jest cudowną osobą. Posiada oczywiście wady jak i zalety, które ma każdy z nas, lecz nawzajem pomagamy sobie w eliminowaniu ich. Staramy się nie zważać na sprawy, które nas nie dotyczą, zważamy na to, co ważne. Mam tu na myśli na przykład dużo szczerych rozmów, słuchania siebie i pomagania w trudnych decyzjach osobistych czy rodzinnych. Podstawą mocnego i szczerego związku są takie aspekty jak szczerość i zaufanie, gdy te co najmniej dwie rzeczy podupadają w naszych kontaktach może być naprawdę trudno i wręcz „nie wygodnie”. Są przeróżne dni i nastroje związane z nimi, lecz tu także w takich momentach, gdy nastrój jest nie najlepszy, trzeba okazać się wyrozumiałością i na miarę swoich sił próbować go naprawić. Wzorowy i idealny związek nie jest tym związkiem, gdy panuję tylko ciągły śmiech i radość. Nasuwają mi się słowa mojej kochanej dziewczyny – „ Związek bez kłótni byłby nudny”. Te słowa nabierają znaczenia, gdy sami się o tym przekonamy. Paradoks życia wynika z tego, że sprzeczki są fajne. Nie, sprzeczki nie są same w sobie fajne, lecz niejako oczyszczają czasem atmosferę. Zdarza się, że oboje mamy w zamyśle słowa, których nie chcieliśmy wypowiadać, a gdy przyjdzie czas „kłótni”, słowa zaczynają same płynąć z naszych ust. Potem przychodzi czas refleksji i układania wszystkiego w całość, aby zażegnać stres i nerwy. Dzięki takim przeżyciom, decyzją i słowami układamy nasz wspólny „domek z kart”, który potrzebuje wszystkich części, żeby właściwie funkcjonować. Aby być naszym schronem i kryjówką, gdy jest nam źle. Muszą dbać obie strony związku, aby ten domek z kart nie runął. Tylko od nas zależy jak będziemy go prowadzić, czy będzie w nim porządek i harmonia, czy brud i zło. Mamy rozum i serce, oba te organy odpowiadają za coś innego, lecz tylko od nas zależy czy chcemy, żeby współpracowały one ze sobą. Często jest bardzo trudno pogodzić to co nam mówi serce, a co rozum, ale gdy będziemy pielęgnować spokój ducha i opanowanie, z pewnością nam się uda utrzymać równowagę. Miłość temat przewodni tego opowiadania musi opierać się także na czynach, wspólnych celach i też marzeniach. Żyjąc razem sobą w zgodzie i zdobywając coraz to nowe cele i dopełniając ich, odniesiemy prawdziwą radość i szczęście, które przełoży się na wszystkie aspekty naszego wspólnego życia. Miłość ma szeroki zakres „zastosowań”. Niezależnie czy jest to matczyna miłość, czy miłość między dwojgiem ludzi płci przeciwnej lub uczucie miłości syna do matki. Każda miłość, nie ważne, w jakiej odsłonie jest lub na pewno powinna być prawdziwa i silna. Matka kocha swe dziecko ponad swoje życie, ale nie można tej miłości sprowadzać i porównywać z uczuciem pałającym pośród dwojgiem obcych ludzi. Dla każdego, kto kocha nie zważając na to, kogo, uczucie te jest najważniejsze. Wracając teraz do mojej wypowiedzi na początku tego opowiadania, przedstawiłem sytuacje z mojego życia, gdy straciłem matkę. Kochałem i kocham ją nadal. Jest i będzie w moim sercu na zawsze, lecz pojawiła się w moim żywocie osoba, która podwoiła te uczucia i dzięki niej także odżyły one. Także w tej chwili nie chce mówić, kogo bardziej kocham czy kochałem, ponieważ osobą, która jest teraz fizycznie ze mną i mnie wspiera jest Paula. Dzielą z nią wszelkie możliwe chwilę czy to sekundy, minuty lub godziny. Najważniejsze jest jak najwięcej wynieść z takich spotkań. Odnieść wiele radości czy też wylać rzeki łez, jeśli jest to potrzebne. Czasem życie nie daje możliwości nam się zobaczyć twarzą w twarz, lecz sztuką jest się porozumieć choćby przez telefon. Potrafić przełożyć rozmowę fizyczną na telefoniczną czy też inną. Doceniajcie każde chwilę spędzone razem ze swoją drugą połówką. Zdawajcie sobie sprawę z tego, co mówicie. Ceńcie uczucie, którym jesteście obdarowani od drugiej osoby. Pamiętajcie, że rodzinę ma się tylko jedną, matkę ma się jedną i także ojca ma się jednego. Nie ma sensu kolidować i tracić życia na chwilę bez przyszłości, bez uczucia, bez poparcia przez czyny.

Musimy znać wagę uczuć, którymi obdarowujemy innych, ponieważ miłość to nie zabawa. Dla jednych paradoksalnie o ile można to nazwać miłością jest jedna noc, a dla innych prawdziwa miłość jest jedna i na całe życie.

 

 

Adres

Zespół Szkół i Placówek Kształcenia Zawodowego

ul. Botaniczna 66

65-392 Zielona Góra

Kontakt

68 451 38 88

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Śledź Nas

Początek strony